czwartek, 12 sierpnia 2010

RECENZJA HEAVY RAIN


Rzadko w dzisiejszych czasach zdarza się, żeby znaleźć jakąś innowacyjną grę. Większość producentów uważa, że jak dobrze sprzedała się pierwsza część to na pewno i druga i trzecia też, ponieważ gracze będą wiedzieć z czym mają do czynienia i są pewni, tego co w niej zobaczą. Przykładem jest seria strzelanin FPS, o której każdy szanujący się gracz słyszał. Chodzi oczywiście o Call of Duty. Jak na razie wyszło jej 6 części i w zamierzeniu jest ich jeszcze więcej. W każdej chodziło o mniej więcej o to samo i z kolejnymi odsłonami rozgrywka prawie w cale się nie zmieniała. Jednak czasami zdarzają się prawdziwe perełki, które ustanawiają nowe gatunki gier. Jedną z nich jest Heavy Rain i nie będę owijał w bawełnę: jest to jedna z najlepszych gier w jakie kiedykolwiek grałem!

Ciężko określić gatunek jakim jest Heavy Rain. Najprościej rzecz mówiąc jest to film, w którym gracz może kierować postaciami i mieć czynny wpływ na rozgrywkę i rozwój fabularny. Gra jest tzw. czarnym kryminałem i jak na niego przystało, posiada bardzo ciekawą i wciągająca historię, która niestety ma sporo zauważalnych luk i niezakończonych wątków. Już w pierwszych minutach dzieł Quantic Dream wywołuje emocje u gracza. Twórcy zastosowali wiele elementów, żeby to spowodować tj.: drgające wybory dialogowe podczas rozmów, gdy nasza postać jest zdenerwowana, trzęsący i zamazujący się ekran oraz (głównie) wprost piękna muzyka (o której za chwilę).

Prawdziwe historie

Ethan Mars (jeden z głównych bohaterów gry)wybiera się na zakupy wraz z żoną i dwojgiem dzieci, do centrum handlowego, chcą zorganizować przyjęcie urodzinowe syna. Żona idzie z jednym z dzieci do sklepu i zostawia nam pod opieką solenizanta, który od razu, nie czekając na nas, zabiera się za zwiedzanie przybytku. Wyruszamy za nim, okazuje się, że pobiegł do klauna i chce żebyśmy mu kupili balonik. Dajemy mu go i w tym samym momencie znów tracimy go z oczu. Pierwszy emocjonujący moment, który jest wręcz banalny i emitujący prostotą wykonania, ale jednak pomysłowy. Szukamy po kieszeniach portfela i sami wybieramy, w którą zajrzeć najpierw. Kiedy już nam się to udaje biegniemy szukać syna i schodzimy na niższe piętro, a na nim są tłumy ludzi. Obraz się zamazuje i strasznie trzęsie, a naszym zadaniem jest wypatrzenie czerwonego balonika, którego mu kupiliśmy. Widzimy jakiś przy wyjściu i szybko przeciskając się pomiędzy ludźmi dochodzimy do tego miejsca. Po drugiej stronie ulicy widzimy naszego syna. Wołamy go, a on bez zastanowienia biegnie do nas, nie rozglądając się na boki i wpada pod samochód. Po tym smutnym incydencie przenosimy się w czasie o kilka lat w przyszłość. Ethan jest na skraju załamania (cały czas obwinia się za śmierć latorośli), po rozwodzie z żoną i do tego zaczyna chorować na schizofrenię. Pewnego razu wybiera się z synem na plac zabaw i kupuje mu bilet na karuzelę. Po czym w wyniku choroby traci podświadomość i budzi się na ulicy w środku nocy. Nie wiadomo co się stało, a dziecka nie ma w pobliżu. Rozpoczynamy desperacki bieg w poszukiwaniu pociechy, lecz niestety nigdzie jej nie ma…

Tak właśnie rozpoczyna się Heavy Rain i rozwiązywanie zagadki “Zabójcy Origami”. Zleca on nam zadania, które trzeba (albo i nie, a co tam!) wykonywać. O tym co musimy zrobić dowiadujemy się rozwijając kolejne figurki origami. Przyznajcie, jest to bardzo klimatyczny pomysł. Co ciekawe panuje właśnie okres nasilonych opadów i i przez to mamy określony czas na odnalezienie syna (oczywiście tylko tak na niby, bo w większości misji mamy nieograniczony czas), który uwięziony jest w studzience, powoli napełniającej się wodą. Podczas swojej wyprawy spotykamy jeszcze trzy postacie, które w jakimś stopniu związane są z całą sprawą. Są to Scott Shelby – detektyw pracujący dla rodzin uprowadzonych dzieci. Norman Jayden, młody agent FBI przysłany żeby pomóc miejscowej policji w sprawie “Zabójcy z Origami” oraz Madison Page redaktorka gazety, zbierająca materiały o seryjnym mordercy. Rozgrywka postaciami wygląda praktycznie tak samo, oprócz niektórych etapów z Normanem, w którym musimy czasem trochę pogłówkować i pozbierać dowody, żeby potem z tych poszlak wysnuć odpowiednie, nadające żwawe tempo śledztwu wnioski. Pomaga nam przy tym IVO. Są to specjalne okulary, odnajdujące wszelakie tropy, takie jak odciski palców.
 
Muzyka – ważna sprawa


Mówiąc o Heavy Rain nie można pominąć zagadnień związanych z oprawą audio. Jest to prawdziwe arcydzieło i najlepszy soundtrack jaki kiedykolwiek słyszałem. Perfekcyjnie wpasowuje się w klimat i wzmaga napięcie kiedy trzeba. Raz jest dynamiczny, a raz wolny i spokojny. Bardzo często zdarzało mi się przystanąć na kilka chwil i posłuchać go, zapominając całkowicie o rozgrywce. Niestety, czasami muzyka gra za głośno i nie słychać głosów postaci mówiących w tych momentach trochę za cicho. Animacje postaci są wykonane przez prawdziwych aktorów, łącznie z wiarygodną mimiką twarzy. Wszystkich tych dobrodziejstw zaznamy dzięki technologii “Motion Capture”, polegającej na wychwytywaniu ruchów postaci w pełnym trójwymiarze, przy pomocy tzw. markerów, czyli czujników ruchu umieszczonych na ciele aktorów. Niestety często się zdarza, że postacie wchodzą w obiekty, lub zacinają się w miejscu.

Jeżeli myślicie, że to co można było zobaczyć np: w InFamous można nazwać “wyborami moralnymi”, to sposób ukazania tego elementu w Heavy Rain, naprawdę zwali was z nóg. Tutaj nie ma podziału na to co jest dobre lub złe, prawe czy plugawe. Tutaj o wszystkim decyduje gracz i ma on ogromny wpływ na dalszą rozgrywkę. Bardzo spodobała mi się jedna rzecz: ostanie zadanie zlecone przez Zabójcę z Origamii (spokojnie bez spoilerowania) , kto grał ten wie, niby nie ma w nim nic trudnego, ale jeżeli gracz utożsamia się z postacią, wtedy czuje ciężar dokonywania wyboru. Co do samych spoilerów, chyba nikt, kto przez spory kawałek czasu przed i długo po premierze gry interesował się pozycją, nie unikną spotkania ze spoilerami. Ze smutkiem muszę przyznać, że mi też się nie udało. Kolega opowiadający o grze, mnóstwo newsów na portalach zajmujących się tematyką o grach, było pełno przecieków, które w dużym stopniu zniszczyły moje odczucia związane z poznawaniem tej wspaniałej historii.

Gęsty sos z QTE


Gra jest przepełniona sekwencjami Quick Time Events, w których chodzi o to, by jak najszybciej przycisnąć jakiś klawisz lub wykonać dany ruch grzybkiem,. W jednym z momentów w tytule byłem zmuszony nawet naciskać przyciski brodą lub nosem, gdyż nie starczało mi już palców. Jest to o tyle ciekawe rozwiązanie, że gracz musi skupić się na rozgrywce. Miłym dodatkiem jest też to, że dana sekwencja może wyglądać inaczej jeśli za pierwszym razem zrobiliśmy wszystko dobrze, a za drugim “zawaliliśmy” sekwencji. To też ma spory wpływ na rozgrywkę (nie mówię tu o śmierci bohatera, bo to jest oczywiste). Walczymy z dzieckiem na drewniane miecze? Możemy go pokonać lub samemu specjalnie przegrać, żeby się ucieszył. Najciekawsze jest to, że każda z głównych (i nie tylko) postaci może zginąć, a cała fabuła będzie się toczyć dalej. Gracz nigdy nie zobaczy napisu GAME OVER. Dużą rolę w tej produkcji pełnią dialogi. Nad głową postaci pojawiają się różne możliwości, które w szybkim czasie trzeba wybrać… albo i nie. Przejście gry zajmuje około 10 godzin i przyznam, że sam się z siebie śmiałem, kiedy po 8 godzinnym seansie z grą, po wstaniu szukałem w rękach pada, żeby nacisnąć [R2], przycisk służący w grze do poruszania się. 
Polish style!


Ostatnimi czasy Sony zaczęło inwestować w pełne polonizacje swoich flagowych produktów. Nie mogło się obejść też bez rodzimej wersji Heavy Rain. Dobrym pomysłem jest zgranie jej na płytę wraz z angielską i innymi, bo przecież nie w każde trafi gusta , a dziwię się, bo jest to najlepsza polonizacja jaką słyszałem, nawet od popisów samego Bogusława Lindy w God of War 3. W rolę Ethana Marsa (nie wiedząc czemu wymawianego Etan) wcielił się Grzegorz Małecki i odwalił kawał niezłej roboty, grając tę postać w wiarygodny i realistyczny sposób. Madison Page zagrała Agnieszka Warchulska i w ten sposób odwróciła ten straszny ciąg beznadziejnych ról żeńskich w większości gier. Najlepiej z wszystkich postaci wypadł jednak Grzegorz Pawlak w roli Scott`a Shelbiego. Ma świetnie dopasowany głos i słychać w nim zdenerwowanie, szczęście lub smutek. Ostanie miejsce zajmuje Jacek Jarzyna, czyli Norman Jayden, najlepiej wypada w scenach z Black`iem . Dwaj panowie kłócą się i sprzeczają. Słabo wypadły też głosy dzieci, ale to jednak trzeba wybaczyć. Często zdarzało mi się ominąć możliwość odsłuchania myśli postaci, bo brzmią one strasznie sztucznie.

Podsumowanie

Przyznaje, że jestem zachwycony nowym dziełem Quantic Dreams. Jest to wciągająca i emocjonująca opowieść z oryginalnymi bohaterami i co najważniejsze normalnymi, każdy może się nimi utożsamić, bo są to zwykli ludzie z (nie)zwykłymi problemami, które niektórzy z nas przeżywają. Jest to jedna z tych gier, w jakie po prostu trzeba zagrać, bo inaczej stracicie tę cudowną opowieść.

PLUSY
+MUZYKA!!!
+fabuła
+wiarygodne postacie
+emocjonująca
+innowacyjna
+wciąga

MINUSY
-przenikające obiekty postacie
-luki w fabule

OCENA KOŃCOWA 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz