czwartek, 21 kwietnia 2011

RECENZJA MEN OF WAR ASSAULT SQUAD



Men of War była i jest jedną z najtrudniejszych, a za razem najbardziej złożonych gier jakie w ostatnich latach wyszły na rynek. Wymagała od gracza ciągłego skupienia i pełnej koncentracji na tym co dzieje się na polu bitwy, a za brak tych dwóch czynników karała niemiłosiernie, co kończyło się u większości z nas nagłym skokiem ciśnienia i wylądowaniem klawiatury za oknem. Nie inaczej jest i w najnowszej odsłonie serii o podtytule Assault Squad.



Gra wysyła nas na wycieczkę dookoła kuli ziemskiej po frontach II Wojny Światowej, a pod naszą kontrolę zsyła 5 frakcji: Niemców, Sowietów, Brytyjczyków, USA, i po raz pierwszy Japończyków. Assault Squad został stworzony głównie dla fanów trybu multiplayer, ale zagorzali entuzjaści grania w pojedynkę też znajdą coś dla siebie. I tutaj pierwszy i chyba najpoważniejszy zarzut jaki mam wobec gry. Brak jakiejkolwiek fabuły. Nie ma żadnego uzasadnienia dla tego co robimy. Po prostu latamy od mapy do mapy bez żadnego ładu i składu. Do wyboru mamy 15 misji po 3 dla każdej frakcji. Zwiedzimy między innymi mroźną Rosję, wyspy Pacyfiku, czy Afrykę. Niestety naszym zadaniem jest tylko i wyłącznie zajmowanie kolejnych pozycji na mapie. Nie znajdziemy takich zadań, do których przyzwyczaił nas pierwszy Men od War, jak np. osłona ładującego się mozolnie pociągu, przekradanie się w nocy za linię wroga, lub odbicie zakładników i ucieczka. Za to należy się minus, który na szczęście przykrywa możliwość przejścia każdej misji wraz z aż siedmioma znajomymi. Współpracując jest o tyle łatwiej, że ciężko samemu ogarnąć ogrom bitwy dziejącej się właśnie na ekranie, a interfejs tego nie ułatwia. Zaznaczone przez nas jednostki są grupowane , niestety tylko do 10 osób, co biorąc pod uwagę dużą ilość żołnierzy pod naszą kontrolą często jest kłopotliwe.


Jestem hardkoffem!

Men of War Assault Squad jest trudny i wymagający. Przez to niby proste misje w singlu stają się wyzwaniem trwającym nawet kilka godzin. Usprawniona została też sztuczna inteligencja. Przeciwnik nie będzie się grzecznie campił w swoim małym oboziku i czekał aż moja artyleria zasypie go gradem pocisków. Tym razem wraz ze swoimi czołgami wyjedzie na przód odbijając zostawione w nieuwadze, zajęte przez nas wcześniej pozycje i zmusi nas do zaciekłej ofensywy. Napsuć krwi potrafią także rozstawione na końcu zawsze prostokątnej mapy baterie artylerii, które bez problemu strzelając przez pół mapy potrafią przerzedzić nasze szeregi zamieniając je w kaszkę dla niemowlaka. AI radzi sobie całkiem nieźle z podstawowymi reakcjami, np. pod ostrzałem szukają osłony, ale często przez nie wyłączałem grę. Niech za przykład posłuży jedna z sytuacji na polu bitwy. Wraz z moim kilkuosobowym oddziałem okopałem się w sporych rozmiarów bunkrze. Niestety wróg miał zbyt dużo czołgów, więc pozostał mi jedynie odwrót. Szybko zaznaczam wszystkich żołnierzy i karzę im wejść do samolotu transportowego. Kiedy już wszyscy siedzą sobie spokojnie w środku, a ja mam zamiar wystartować, kilku żołnierzy postanowiło wysiąść, by walczyć, za nimi wybiegli kolejni, a nim znowu ich załadowałem na pokład, wrogie czołgi zajechały mi drogę i jednym celnym strzałem roztrzaskały mój pułk piechoty wraz z samolotem.

Produkcja studia Best Way działa na silniku GEM 2 i wygląda nieźle. Może tekstury w przybliżeniu nie prezentują się najlepiej (twarze postaci potrafią przyprawić człowieka o ból oczu), ale za to w ogólnym rozrachunku prezentuje się lepiej niż poprawnie. Szczególną uwagę potrafią przykuć krótkotrwałe, ale efektowne wybuchy, które wyglądają i brzmią świetnie. Odłamki czołgu po zdetonowaniu rozlatują się dookoła, a pocisk artyleryjski potrafi roznieść budynek na wiele mniejszych elementów.

Chyba największą innowacją Oddziału Szturmowego względem Men of War jest skala bitew. Rundę zaczynamy z kilkoma żołnierzami i małym zasobem punktów. Z czasem nasz oddział zmienia się w prawdziwą armię. Kupimy ją za Combat Points. Zdobywamy je wraz z upływem czasu, a zajmując kolejne pozycje ich licznik rośnie szybciej.

Grając w najnowsze dzieło ukraińskiego studia Best Way nie trudno nie odnieść wrażenia, iż gra została stworzona głównie pod tryb wieloosobowy, który jest jej główną zaletą. Tuż po włączeniu odpowiedniej zakładki w menu i stworzeniu konta w serwisie GameSpy można łatwo i szybko dołączyć do utworzonej wcześniej przez innego gracza rozgrywki, lub stworzyć własną. Tak czy inaczej chętnych nie brakuje. Do naszej dyspozycji oddano aż 37 map i 3 różne tryby gry. Assault Zones polega na zdobywanie położonych na mapie punktów, Combat czyli normalny deatchmach na punkty, oraz najciekawszy Frontlines, do którego przypisane jest 5 z dostępnych plansz. Po opowiedzeniu się po jednej ze stron konfliktu naszym celem jest na zmianę atakowanie i bronienie kolejnych linii frontu. Po wygraniu kilku bitew awansujemy na kolejne poziomy, które nic poza "szpanowaniem" nie dają.

Podobało mi się zepchnięcie czołgów na drugi plan. Nie jest to gra jak inne RTS-y. Tutaj nie chodzi o to, by stworzyć sobie multum takich samych jednostek, bo przecież one są najlepsze, więc po co mi inne? Oczywiście czołg, bądź jakiś pojazd opancerzony jest bronią niezmiernie śmiercionośną, ale wystarczy jeden granat wyrzucony w stronę silnika, by szybko zneutralizować wrogą jednostkę pancerną, tym samym skazując okopanych dookoła żołnierzy na pewną śmierć.


Wybierz swoją broń

Zadbano o dużą różnorodność dostępnego arsenału. Do dyspozycji mamy setki broni oraz różne odmiany granatów. Każdy z żołnierzy specjalizuje się w danym typie broni. Strzelec z smg nie będzie od razu świetnie posługiwał się karabinem wyborowym jak ktoś kto zjadł na tym zęby. Nasi szeregowi mogą bez problemu używać rozstawionego sprzętu (haubic, karabinów maszynowych, dział przeciwlotniczych), by potem przenieść go w inne miejsce, zbierać po poległych broń i amunicję do niej, wzywać śmiercionośne wsparcie z powietrza, lub ustawić pola minowe. Możliwości doboru wyposażenia jak i rozstrzygnięcie starcia są ogromne. Chcemy zakraść się na tyły wroga piechotą, ustawić snajperów na jakimś wzgórzu i przypuścić frontalny atak jednostkami pancernymi? Nie ma problemu, wystarczy tylko wszystko ładnie rozegrać. Przydałby się jednak jakiś zgrabnie wpleciony poradnik opisujący to, jak wszystko funkcjonuje, krótki opis, historia danego przedmiotu oraz jego parametry. Umiliłoby to grę oraz pomogło ogarnąć wszystkie funkcje. Jak rozstawić worki z piaskiem, czy pole minowe? Ze wstydem przyznam się, że dowiedziałem się o tych opcjach niedawno i zupełnie przypadkowo. Jedną ze śmieszniejszych opcji jest posadzenie przez snajpera nasionka krzaczka, który niezmiernie szybko rośnie dając naszemu snajperowi osłonę.

Jak w każdej części Men of War tu też losy starcia zależą w większej, bądź mniejszej mierze od naszych czynów i zręczności. Nie tylko dlatego, że musimy wydawać jednostkom rozkazy, ale przejąć nad nimi bezpośrednią kontrolę, sterując klawiszami WASD, rozglądając się i strzelając myszką. Mamy też szansę przełączyć się na tryb z pierwszej perspektywy. Jeśli jednak na myśl przyszły wam sceny rodem z Call of Duty wyleję na was kubeł zimnej wody, gdyż praktycznie nie da się w nim grać.


Nie dla każdego

Men of War Assault Squad nie jest grą wszech miar idealną, ale ma swój urok. Przede wszystkim warto zaznaczyć, że jest skierowana głównie do tej hardcorowej części graczy(często tych będących członkami różnych klanów internetowych), którzy cenią sobie wymagającą i trudną rozgrywkę. Biorąc pod uwagę to co przed chwilą napisałem przyznam, że do takich się nie zaliczam, a mimo to łatwo w grze się odnalazłem i zapewniła mi ona wiele godzin frajdy, co przecież jest najważniejsze. Jednak wszyscy ci, którzy ledwo przechodzą Call of Duty nie mają tu czego szukać, zbyt szybko się zniechęcą i odłożą tą może nie najlepszą, ale na pewno wartą polecenia produkcję.



PLUSY
+wymagająca (w pozytywnym tego słowa znaczeniu)
+oprawa audio
+ciekawy multiplayer
+możliwość przejścia każdej misji w co-op


MINUSY
-fabuła (dokładniej jej brak)
-mało przystępna dla mniej zaawansowanych graczy


OCENA KOŃCOWA 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz