środa, 6 stycznia 2010

RECENZJA STAR WARS THE FORCE UNLEASHED

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… w 1997 roku w kinach ukazała się pierwsza część sagi Gwiezdnych Wojen. Nie dziwne było , że od razu miała wielu fanów. Każdą częścią było ich coraz więcej i teraz doszło do tego, że chyba nikt na świecie nie słyszał o Gwiezdnych Wojnach. Na ich podstawie ukazało się też wiele gier, ale niestety żadna a nich nie stała się hitem. Już od pierwszych zapowiedzi SW TFU (Star Wars The Force Unleashed) wpisała się do list najbardziej oczekiwanych gier każdego fana Star Wars. Twórcy obiecywali, że będzie to świetna gra, czy spełnili obietnicę…


Kiedy rozpoczynamy przygodę z grą na samym początku widzimy znane każdemu fanowi napisy wyjeżdżające z dołu ekranu. Potem oglądamy filmik który pokazuje jak imperialna flota atakuje Kashyyk i z jednego ze statków wysiada nie kto inny jak sam Darth Vader, w którego możemy się wcielić na początku w samouczku. Jego celem jest odnalezienie jednego z Jedi i zabicie go, ale na początku poznamy potęgę mocy. Chmary atakujących go wookich nie sprawiają Vaderowi żadnego problemu. Kiedy już znajdziemy Jedi, czeka nas walka z nim. Oczywiście zabijamy go. Potem Vader znajduje chłopca(syna zabitego wcześniej Jedi), w którym wyczuwa potężną moc. Zabiera go ze sobą i zamienia go w swojego ucznia.

Ciemna strona mocy


Po raz pierwszy w grach z serii Star Wars wcielamy się w Sitha (przynajmniej na początku) i jesteśmy po tej złej stronie mocy, więc możemy bezkarnie zabijać wszystko co się rusza. W grze wcielamy się w Starkillera (ucznia mrocznego lorda Sithów). Vader szkolił go po to by pomógł mu zabić wszystkich Jedi, ale tak naprawdę by razem z nim zabił Imperatora, by sam mógł rządzić galaktyką. Grając odwiedzimy wiele miejsc takich jak Kashyyk, Raxus Prime, Gwiezdny Niszczyciel, Felucję i …Gwiazdę Śmieci. Najlepiej z nich wszystkich prezentuje się Raxus Prime, który jest wielkim wysypiskiem śmieci. W powietrzu latają odłamki statków i innych rzeczy, które można przy pomocy mocy złapać(ale o tym za chwilę). Rozgrywka w grze wygląda tak jak w innych slasherach tego typu wejdż do pomieszczenia pełnego przeciwników, wybij ich wyjdź i idź do następnego pomieszczenia. Czasami zdarzają się też momenty kiedy spotykamy większych przeciwników (np: rankory), albo bossów, wtedy walki z nimi kończą się Quick Time Events, w których w efektowny sposób kończymy życie delikwenta.

MOC


Starkiller dysponuje poksźnym zestawem mocy, kombosów i talentów, które można ulepszać za pomocą punktów. Może używać pchnięcia mocą, błyskawic itp. Najfajniejszą mocą jest podniesienie wroga za pomocą mocy, można nim potem rzucić, albo bawić się jak szmacianą lalką. Nie tylko moce można ulepszać, ale też miecz świetlny. Można zmienić kolor, a także dodać bonusy jak zwiększone obrażenia. Wszystkie ulepszenia znajdujemy w holocronach. Pełnią one w grze funkcję znajdziek i są schowane na mapach. Te najbardziej ukryte maja w sobie kostiumy, które możemy założyć na postać w dowolnej chwili.

Oprawa audio-wizualna


W grze da się usłyszeć muzykę zaczerpniętą z filmów Star Wars. Jest świetna, ale rzadko kiedy ją słyszymy, bo przygłuszają ją krzyki i wybuchy. Co do grafiki nie ma się do czego przyczepić, bo jest dobra, ale nie jakaś wybitna. Szczególne wrażenie robią postacie, które zagrali profesjonalni aktorzy.


Słaba strona mocy

Główną wadą gry są błędy techniczne, a to czasem latarnia się nie chce wyrwać, a to skacząc na platformę po prostu ześlizgujemy się z niej. Powtarza się też problem innych gier TPP jak Devil My Cry, czyli kamera, bo czasami nie widzimy gdzie spadamy po skoku. Denerwowały mnie też częste i długie ekrany wczytywania. Mimo tych wszystkich wad gra nie jest słaba. Jest dobra, ale nie wspaniała tak jak obiecywali twórcy.


PLUSY
+muzyka
+fizyka
+system walki
+Starkiller


MINUSY
-drobne błędy techniczne
-po drugim przejściu gra się znudzi
-brak jakichś urozmaiceń


OCENA KOŃCOWA 7/10

1 komentarz: